No tak, znów postanowiłem pójść na nagłośnione przedstawienie. Takie, o którym się mówi, takie, którego premiera (o czym nie wiedziałem) trwała siedem godzin. A przecież mówiłem sobie: – Nigdy więcej. I co? I nic. Poszedłem pięknego wrześniowego wieczora na „Proces”. Z góry było wiadomo – Lupa będzie czytał Kafkę po swojemu, będą mikroporty (czego nie…