31/03/2020
Być w szpitalu
W szpitalu leżałem (i to długo) dwanaście lat temu. Operacja była poważna, ale sytuacja, w jakiej się znalazłem, zagrażała mojemu życiu. Tym razem byłem w szpitalu krótko w interesującym momencie “koronawirusowym”. Gdy wchodziłem zarejestrować się w odpowiednim szpitalnym okienku - świat był w miarę normalny. Ot, wstrzymano w szpitalu wizyty. Gdy wychodziłem - na przykład do apteki kolejki ustawiały się już na ulicy. Takie interesujące kolejki, gdy ludzie stali już w pewnych od siebie odległościach.
Nie będę tu pisał o pandemii. Może napiszę nieco później. Będzie o szpitalu. Wyobraźcie sobie budynek postawiony “kiedyś”. Budynek stary. Wielokrotnie przerabiany i modyfikowany. W salach dzwonki do pielęgniarek kiedyś były. Tlen kiedyś był do sal doprowadzany. Jakaś rura ze ściany wystaje. Było prawidłowe oświetlenie i gniazdka. Teraz jedne gniazdka (z poprowdzonymi kablami po ścianach) były czynne. Inne (te z przewodami w ścianach) - bez prądu. Budynek zdecydowanie historyczny. No, jedynie okna były nowe. I prysznice mające nie więcej niż 10 lat. Bo toalety to jedna wielka rozpacz. I jeszcze każde łóżko z innych czasów. Coś nieprawdopodobnego.
Są jednak na naszym oddziale fragmenty wyposażenia z XXI wieku. Na przykład w sali pooperacyjnej urządzenie sprawdzające funkcjonowanie chorego. W pewnym momencie maszynka zaczyna piszczeć. Pacjentka (akurat dotyczy to pacjentki) zaniepokojona. Pielęgniarka podchodzi i mówi: - Niech się pani nie martwi, ta maszyna jest zbyt czuła. - I na tym się kończy informacja. Ale żebym był sprawiedliwy - część operacyjna oddziału jest normalna. Tam o chorego dba się prawidłowo.
Generalnie - można w szpitalu czuć się jak w minionej epoce realnego bardzo socjalizmu. Jeżeli dodać do tego przedziwne śniadania i kolacje (a czasami też dziwne obiady) - czułem się, jakbym trafił do obiektu sprzed 40 lat.
A personel jest, można powiedzieć, mieszany. Raz pielęgniarka w dobrym humorze - jest świetnie. Drugim razem coś ją ugryzło. Salowe jakieś milsze - wszystkie się starają, by jakoś nam się żyło. Lekarze zabiegani, zdecydowanie przepracowani. Ale gdy już jest szansa porozmawiania z którymś z nich, są profesjonalistami, wiedzą, co robią, wiedzą, jak pomagać choremu. Tak jest, wydaje mi się, jak zawsze. Kiedyś i dziś tak samo. Dużo tych pracowników, którzy starają się dobrze a nawet bardzo dobrze wykonywać swoje obowiązki. I ci nieliczni, którzy, przemęczeni, mają wszystkiego dosyć. Trafi się też osoba, która w szpitalu jest przez nieporozumienie. Wtedy słyszę: - Nie, nie przysyłajcie mi jej do pomocy. Wolę sama pracować niż mieć taką pomoc. - Ale to są wyjątki.
Więc co? Dobrze czy źle? Co z tą naszą służbą zdrowia? Na podstawie krótkiego pobytu w jednym szpitalu trudno wydać opinię. Bo gdyby nasz oddział był w nowiusieńkim pawilonie obok, byłoby zupełnie inaczej. Ale na nowy budynek chyba “moja” część szpitala jeszcze trochę poczeka. Oby nie do XXII wieku.