Filharmonicy wiedeńscy grają na Pradze. To nie pierwszy koncert, który mogę dzięki aktywności Janusza Pietkiewicza wysłuchać w bazylice przy Kawęczyńskiej. Przeniesiony już do Teatru Wielkiego były dyrektor Biura Teatru i Muzyki czynił od dwóch lat wiele, by i nasza strona Wisły zaistniała na kulturalnej mapie miasta. Bo policzmy – teatry Baj, Powszechny (znakomity!), Rampa, dwa multikina, centrum kultury na Pradze Południe i ośrodek w Białołęce przy van Gogha. Kilka mniejszych domów kultury i nieco klubów. Dla sześciu warszawskich dzielnic! Nawet jeśli dodajmy do tego fabrykę Koneser, Fabrykę Trzciny, ze dwa teatry offowe i nowiutki ciągle klub M-25 to mało, ciągle mało. W dodatku nie za bardzo udało się przenieść mokotowski Teatr Nowy do Fabryki Trzciny. O przyczynach tego niepowodzenia długo by pisać, może po kolejnej premierze (to już 18 września) do tematu wrócę.
No i mamy Festiwal Muzyczny Praga. Od 1 września do pierwszej dekady listopada. W ponad dwudziestu miejscach. Koncerty w bazylice księży salezjanów już się odbywały, nawet tydzień temu miałem możliwość wysłuchać tam orkiestrę La Scali, ale tym razem było jeszcze znakomiciej. Do wielkiego kościoła nie dało się już chyba wcisnąć szpilki. Było nas na pewno 2,5 tysiąca. Koncertuje znakomita orkiestra, na której występy normalnie bilety kosztują spore pieniądze. A tu za darmo można posłuchać najpierw Mozarta (symfonię „Linzką”). Kto lepiej gra Mozarta niż wiedeńczycy? A później V Symfonię d-moll Szostakowicza. Znawcy mówią, że to jeden z najpiękniejszych utworów, który powstał w XX wieku. Pewnie mają rację. A gdy orkiestrą dyryguje maestro Valery Gergiev, można się czuć jak w najlepszej filharmonii świata. Cieszę się, że ten festiwal trwa. I szkoda, że nie może on trwać cały rok.