W kwietniowym numerze „Czuwaj” znakomity tekst Darka Brzuski o metodzie harcerskiej i jej stosowaniu, a właściwie o tym, jak trudno jest tę naszą statutową metodę zrozumieć. Od razu przypomniało mi się, jak trzy lata temu prowadziłem zajęcia na naszym hufcowym kursie na temat metody. Jak się starałem! Jak zwijałem! Jak rysowałem na papierze na ścianie wszelkie zależności! Jak wymyślaliśmy z kursantami pzykłady! I jak po trzech godzinach zajęć stwierdzili oni, że nic nie rozumieją a zajęcia, jakie prowadziłem, były najgorszymi na całym kursie.
I później obserwowałem (bo dobrze jest jednak czegoś się nauczyć) podobne zajęcia na ten sam temat. Nasza metoda była (chyba) krową, która miała cztery nogi jako podstawę metody i jakieś inne krowie części symbolizujące to czy owo. I zabawa była przednia, bo wszystko się zgadzało, a krowa-metoda była bardzo piękna. Te zajęcia nie były najgorsze na kursie.
Przypomiało mi się to zdarzenie, bo wydaje mi się, że moje analizy i przykłady, i krowia metoda wynikają z tego samego faktu, któremu Darek poświęcił swój tekst. Tego po prostu się nie da zrozumieć! Nasze definicje należy wrzucić do kosza a naszą metodę harceską musimy opisać od nowa czytelnie, jasno, aby zrozumiał ją każdy w ciągu pół godziny. Zrozumiał i wprowadzał w praktyce.
Bo, jak słusznie Darek napisał, definicja metody harcerskiej jest nam potrzebna po to, byśmy wiedzieli, gdzie kończy się harcerstwo i zaczyna organizacja, której już harcerstwem nazwać nie sposób.
Kto zechce zająć się nową definicją? Kto pierwszy?