Towarzystwo Teatralne Pod Górkę (jego aktorka Katarzyna Łaniewska mówi „z górki”, nawiązując do swego wieku, ale oczywiście nie do jakości samego teatru) ukończyło piętnaście lat. Teatr wędrowny, tak o sobie napisali na stronie internetowej. Pokazujący spektakle proste, a zarazem wzruszające. Hemar, spektakl o Lwowie, Gałczyński… Teatr skromny. Przez kilka wieczorów w tym tygodniu zaprosił warszawiaków na przegląd swych przedstawień. Towarzystwem kieruje i jest w teatrze najważniejszym aktorem (jak to z nazwy wynika) Stanisław Górka – dobrzy ludzie powiedzieli, iż to najlepiej znany w całej Polsce jako kościelny. Nie wiem, nie wiedziałem i nie widziałem.
Całego przeglądu nie widziałem ale zaświadczyć mogę, że ani w czwartkowy, ani w sobotni wieczór Górka kościelnym nie był – najpierw zaprezentował nam życie Mariana Hemara w poezji, satyrze i piosence („Kiedy znów zakwitną białe bzy…” – zostalismy zobowiązani do śpiewania!), a kolejnego dnia wiersze (i nie tylko) mistrza Ildefonsa.
Nie nie są to widowiska, o których pisaliby krytycy wielkie rozprawy. Są to przedstawienia dla ludzi, którzy chcą spędzić wieczór w miłej atmosferze. To oni ostatnio przychodzili za budynaek warszawskiej YMCA na spektakle teatrów ogródkowych, oni zapełniają salę widowiskową w Nałęczowie i chcą posłuchać wzruszających przedwojennych piosenek. Dobry scenariusz, dobre wykonanie, przyzwoita muzyka.
Nie dziwmy się więc, że aktorzy „spod Górki” zawędrowali też do Stanów Zjednoczonych, by grać dla naszej Polonii. Najstarsze pokolenie tamtejszych Polaków, a i to nieco młodsze, dla których Hemar nie jest obcym nazwiskiem, potrzebuje takich spotkań z polską piosenką i polskim popularnym, dobrze podawanym wierszem.
Górkowe towarzystwo ukończyło piętnaście lat. Czują się młodzi, chcą grać. Gdy na jakimś afiszu zobaczę, że znów pokazują coś w Warszawie, na pewno na ich przedstawienie się wybiorę.