No się doczekaliśmy. Teatr Ochoty niczym Titanic został skazany na zatopienie. Tylko nie było to zatopienie – pech, zatopienie – przypadek. Tym razem Ciemne siły (nie wierzmy, że jedynym Złym jest dyrektor Marek Kraszewski) postanowiły zlikwidować mały, tani, sympatyczny, dobrze zorganizowany teatr. Po prostu postanowiły zlikwidować i już. Po Warszawie poszła fama, że trzeba komuś, komukolwiek, budynek przekazać, aby było go łatwiej sprzedać i w miejscu teatru wybudować hotel albo biurowiec. Nie za bardzo w tę wersję wierzę. Taki numer nie przejdzie. Uważam, że to jakaś parateatralna instytucja potrzebuje siedziby, jej szef ma w mieście dojścia, więc wymyślono, że mała salka Teatru Ochoty dla tejże instytucji będzie w sam raz. I nic to, że ludzie przyzwyczaili się do Teatru Ochoty i chcą oglądać sektakle proponowane przez dyrektora Tomasza Mędrzaka. Ciemne siły, reprezentowane przez (tak, tak) dyrektora Kraszewskiego, wiedzą lepiej. I teatr zlikwidują. Możemy sobie protestować i słać listy. I możemy własnymi nogami, idąc do teatru, głosować za potrzebą normalnego funkcjonowania tej placówki. Ciemne siły nie dadzą się przekonać. Ba, one nie będą dyskutować. Pstryk. Jest teatr. Pstryk. Nie ma teatru. I tyle. Wszak żyjemy w kapitalizmie i kto ma pieniądze, ma władze. Teoretycznie władzą jest samorząd, ale władza samorządowa chyba nic nie ma do powiedzenia.
Z okolic władz miasta zbliżonych do ciemnych sił usłyszałem: – Przecież można było teatr unicestwić, ale zaproponować Mędrzakowi, aby stworzył w tym miejscu placówkę offową. Nic by się nie zmieniło, przeszliby na własny garnuszek, startowaliby w konkursach i dotacje by dostawali. – Nie wiem, po co ten kiepski pomysł, nie wiem, dlaczego mielibyśmy zamieniać siekierkę na kijek. Nie rozumiem tego. W dodatku, że propozycja ta nie została wyartykułowana, więc były to marzenia.
W Warszawie mamy kilku dyrektorów teatrów, którzy stosunkowo niedawno obejmowali swe funkcje raz mniej, raz bardziej oryginalnie. Ale ja nie o formie zwolnień. Po prostu ciekaw jestem, jak władze Warszawy oceniają zmiany personalne w Komedii (profil ten sam – może dziś nie trzeba już do tego teatru dopłacać?), na Woli (najciekawsze są tam sztuki autorstwa pana dyrektora teatru z „Wyścigiem spermy” na czele), w Powszechnym (co by się działo, gdyby nie Zapasiewicz?), w Dramatycznym (czy festiwal o ciele można uznać za udany? – mówię o festiwalu a nie o trzech premierach), w Studio (tu znakomite nowatorstwo – sztuka o domu publicznym w wojsku). Nie, nie. Nowe dyrekcje są sympatyczne, bardzo się starają. I pokazują, iż starzy byli tak samo dobrzy (albo tak samo słabi – odpowiednie skreślić) jak ci nowi. Uważam, że zmiany dla zmian, dla zasady są zbędne. A właśnie dla zasady likwiduje się mały Teatr Ochoty. Bez sensu.
I niech nikt nie mówi, że chodzi o oszczędności. Właśnie Rada Warszawy (czyli naprawdę kto?) zapragnęła przejąć dla Warszawy Teatr Żydowski. Będzie nas on – warszawiaków – nieźle kosztował. Też jestem za przejęciem przez miasto teatru z placu Grzybowskiego. Ale równocześnie zostawmy w spokoju teatr na Reja.
PS Miałem napisać felietonik o sobotniej premierze w Teatrze Ochoty – „Orkiestrze Titanic”. To jeszcze jest przede mną. Na razie tylko zapytam: – Kto wybrał ten tytuł? To katastrofa!