Nie poszedłem na „Borysa Godunowa” do Dramatycznego w czasie ubiegłorocznych jesiennych „Stygmatów ciała”. Tak „Alicja”, jak i „Piękne dni” zapowiadały się bardziej interesująco. W dodatku, że koncepcja festiwalu jakoś do mnie nie przemawiała, nie pojąłem jego idei wtedy i nie rozumiem jej dziś. Dziś nawet jestem bogatszy o program festiwalu, którego w październiku nie widziałem. Jedno w owym festiwalu sprzed kilku miesięcy było sukcesem – Teatr Dramatyczny wystawił w krótkich odstępach trzy bardzo różne premiery. To na pewno był sukces teatru.
Co zaś myśleć o obejrzanym ostatnio przeze mnie dramacie o rosyjskim monarsze? Treść znana – Puszkin zaprezentował w swym utworze ważny, także ze względu na rolę w tych wydarzeniach sąsiedniego silnego państwa europejskiego, fragment historii Rosji. Musorgski skomponował powszechnie znaną operę. Rosyjski awangardowy reżyser Andrzej Moguczij przeniósł monumentalne dzieło na scenę Teatru Dramatycznego wykorzystując tak tekst Puszkina, jak i elementy, fragmenty muzyki operowej. Uzupełnił, twórczo uzupełnił materiał własnymi pomysłami. Za każdym razem, gdy oglądam taki dramat, staronowy, krojony nowatorsko, zastanawiam się, co nowego o nas samych można powiedzieć, posługując się starym, klasycznym tekstem. Może jest coś, co łączy tamte czasy, przełom XVI i XVII z wiekiem XIX a następnie z wiekiem XXI?
Wydaje mi się, że zamysł reżysera jest prosty. Pokazać dylematy władzy, pokazać, jak władza demoralizuje, jak niszczy każdego, który jest jej bliski. Nie dziwi więc, że to, co pokazuje Moguczij, niezależnie od sztafażu rosyjsko-ludowego, jest bliskie Brechtowi i jego ocenie świata brutalnego, świata niszczącego jednostki i całe grupy społeczne. Gdy patrzymy pod koniec przedstawienia na nieszczęsnego Godunowa, który jest już wrakiem człowieka i którego rodzina nie żyje (świetnie rozegrane sceny po śmierci Kseni), orientujemy się, że przecież nie chodzi o tego rosyjskiego władcę. Taki świat nas otacza. A Godunow jest jednym z nas.
Raziła mnie beczkowa scenografia. I te schody. Rozumiem – nowoczesność. Ale wśród beczek mógłby zaginąć dramat człowieka. A po co?