Warszawski? Berliński? Nowojorski? I czy na pewno kabaret? W rzeczywistości dwa spektakle jednego wieczoru – prawie pięć godzin w teatrze. Spektakle, które nie nużą, pozwalają pomyśleć tak o naszej przeszłości, jak i teraźniejszości.
Ta przeszłość to ów Berlin przed II wojną światową. Teraźniejszość to Stany Zjednoczone na przełomie XX i XXI wieku. Konfrontacji w zasadzie nie ma. Raczej są obrazki i mniej (zazwyczaj) lub bardziej (z rzadka) radosne scenki. Bo cóż jest tematem „Kabaretu warszawskiego”? Wydaje się, że Warlikowski, który jak wiemy, swe przedstawienie wyprodukował nie tylko dla polskiej publiczności, chciał nam powiedzieć, iż w życiu człowieka dominuje przede wszystkim jego seksualność. Pokazał, że prawie sto minionych lat to ona wpływała na otaczającą nas rzeczywistość.
Prawda to czy fałsz? Każdy z widzów musi sam odpowiedzieć na to pytanie. Reżyser podpowiada nam odpowiedź drukując w programie między innymi słowa J. C. Mitchella: – Fascynuje mnie możliwość ukazywania tego, co zwykle ukryte, przysłonięte zmową społecznego milczenia.
Bo mamy w Teatrze Nowym układy hetero-, homo-, panie, panów (i świetnego transpłciowego Jacka Poniedziałka). A wszystko dozwolone od lat szesnastu. Nagość w rzeczywistości ograniczona tu do minimum. Reżyser pokazał klasę.
Z dwóch części widowiska ta pierwsza wydaje się ciekawsza. Żydzi uczący się przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych angielskiego, olimpiada w Berlinie, tłumaczenie, dlaczego należy rozwiązać „problem żydowski”… Poszczególne cząstki kabaretu układają się w logiczną całość.
Gdy zaczyna się część druga, przez dłuższy czas obserwujemy sprawność fizyczną dwojga aktorów zamkniętych w szklanej klatce. Gdy się z niej uwolnią, nadal będą próbować mieć ze sobą kontakt fizyczny, co zaczyna już nużyć. Wiele scen jest wydłużanych, zastanawiamy się, co będzie dalej i czekamy, aż runie nowojorski wieżowiec.
Cóż. Maja Ostaszewska w wywiadzie do jednej z gazet powiedziała o intencji reżysera: -W tych dwóch światach Berlina i Nowego Jorku przegląda się dzisiejsza Warszawa. „Kabaret warszawski” opowiada o naszych problemach, o naszym zderzaniu się z nietolerancją polityczną i obyczajową. O prawie do wolności, do spełnienia. O próbie zepchnięcia na margines społeczny każdego, kto nie podporządkuje się konserwatywnym regułom.
Może i tak jest, choć trudno to do końca pojąć. Warszawa spektakl doceni. Ja na pewno pójdę na kolejne widowisko Krzysztofa Warlikowskiego. I tyle.