Patrzę na wyniki matur „mojej” klasy. Oczywiście najbardziej interesują mnie efekty pisemnej matury z polskiego. Bo matematyka, język obcy, przedmiot „rozszerzony” nie są dla mnie tak ważne. Fakt, jestem nauczycielem języka polskiego. Ale patrzę na wszystkie punkty i procenty i widzę, że nasi absolwenci mieli kłopoty z matematyką, a niektórzy na pewno dodatkowy przedmiot na pewno będą chcieli za rok poprawiać. Ale to nie moje problemy, mogę tylko części naszych abiturientów współczuć, niektórym kibicować. I tyle.
Język polski jest mój. Mój własny. Co było najbardziej charakterystyczne dla minionych trzech lat? Wydaje mi się, że walka moich byłych uczniów ze mną (a moją z nimi) w sprawie lektur. Zwyciężyli oni. Dużej części obowiązkowych tekstów w całości nie przeczytali. Nie chcieli. Upierali się. Bardzo nad tym boleję. Poniosłem klęskę. To taki od pewnego czasu obyczaj nie tylko uczniów tej jednej klasy. Obyczaj dość nowy. Dotarł do szkół wraz z upowszechnieniem internetu. Łatwe stało się korzystanie ze streszczeń, analiz, cudzych wypracowań. Kupowanie prezentacji maturalnych to właśnie przejaw tej niechlubnej mody. W nowej wersji matury – nieaktualny. Ale pozostaje obyczaj lekkiego, bez wysiłku i zdobywania wiedzy przejście przez liceum.
No cóż – pomimo tego, że niektórzy „nie doczytali” lektur (może ta opinia o nieczytaniu jest nieco za ostra?), wszyscy maturę z polskiego zdali – tak jak 98% polskich maturzystów. Ale niezdanie matury z polskiego jest właściwie niemożliwe. Sprawdzałem matury pisemne. Kryteria tak są opracowane, że zdobycie 30% (a więc 21) punktów jest czymś banalnym, niesłychanie prostym. Popatrzcie na kryteria. Są ogólnie dostępne. Niektóre punkty przyznawane prawie za nic – ot, na przykład za napisanie tezy w rozprawce. Długo pisać.
No dobrze – a jak moi uczniowie maturę napisali? Czy oceny na koniec roku i procenty na maturze ze sobą współgrają? Czy ci najlepsi zdobyli najwięcej punktów a najsłabsi – najmniej? Generalnie – tak. Najlepsza uczennica (imienia nie podam, ponoć to niestosowne) ma punktów najwięcej. Najsłabsi – najmniej. Z wyjątkiem ucznia, którego nękałem do ostatniego dnia, nie chciałem go do matury dopuścić. Uzyskał on wyjątkowo dobry wynik. Wyjątkowo dobry! Może to efekt mojego gnębienia… Może warto było popracować, aby mieć taką ocenę.
Ale, sumując, z faktu, że wszyscy są już „po”, możemy się cieszyć. Jesteśmy po maturze. Teraz pora rozpocząć studia. I przeczytać całego „Pana Tadeusza”. Bo dlaczego nie?
I po maturze
Bez kategorii