Siedzę i leżę, czasami stoję lub chodzę w fabryce wypoczynku. Takich samych fabryk są tysiące. Na całym świecie. Aby fabryka mogła funkcjonować, musi mieć pokoje (najlepiej klimatyzowane), stołówkę zwaną szumnie restauracją, plażę z leżakami (choć bywają fabryki bez plaży, ale to beznadziejny wynalazek). W fabryce wieczorną porą występuje zespół folklorystyczny albo pan z wężem i papugami, albo trzech klownów, albo sześć panienek tańczących bardzo nowocześnie. Bywa sam Elvis lub jego sobowtór (wiadomo – Elvis ciągle żywy) a czasami Abba. W fabrykach lepszej kategorii w ciągu dnia coś się dzieje – zapraszają cię do uczestniczenia w gimnastyce w wodzie (no właśnie – zapomniałem, że musi być basen, dwa baseny, trzy baseny – tym jeden ze słoną wodą, musi być basen kryty i spa), do pogrania w piłkę plażową, do porzucania rzutkami itd., itd.
Najważniejsze są posiłki. Dobra stołówka wydaje ich dużo i są one różnorodne. Muszą być one smaczne, bo gdy kuchrz nie umie gotować, fama pójdzie w świat i fabryka zbankrutuje. I jeszcze są napoje. W lepszej fabryce – soki wyciskanie, w gorszej – z kartonu, w najsłabszej – coś słodkiego rozpuszczonego w wodzie. Są też manufaktury, gdzie za każdą szklankę wody do posiłku trzeba dodatkowo płacić, ale ją tej wersji wypoczynku nie lubię.
A może najważniejsze jest słońce? Od rana do wieczora. Słońce na niebie bez jednej chmurki, słońce spalajace produkty fabryczne na piękny brąz. Tak, żywienie nie jest tak ważne – promienie słoneczne to jest to.
Ktoś tym firmom przyznaje jakieś gwiazdki. Ponoć one coś znaczą. Lepiej jest być produktem wielogwiazdkowym. Tkwię więc w fabryce w okolicach Bodrum i daję się otaczać wszechstronną opieką. Co za radość.
PS Miało być o kulturze ludzi na wczasach. Nie wyszło. Może to i lepiej, bo czy musimy wokół siebie widzieć tylko beznadziejnych osobników? I jeszcze ich opisywać?