W Narodowym „Białe małżeństwo”, w Polonii „Na czworakach”. Kiedy to w Warszawie grano równocześnie dwie wybitne sztuki Różewicza? Fakt, brakuje jeszcze „Kartoteki”, którą zawsze, niezależnie od wersji, z dużym zainteresowaniem oglądam. Jest w tym dramacie tyle smaczków, tyle sformułowań dotyczących naszych postaw… Historia splata się z teraźniejszością. I nie jest ważne, że owa teraźniejszość prezentowana przez Różewicza to dla współczesnych licealistów czasy sprzed wielu już lat. Tekst brzmi bardzo prawdziwie, realistycznie. Tylko kto zagra Bohatera tak dobrze, jak Wojciech Siemion? Nie wiem. Ponad czterdzieści lat a ja tę rolę pamiętam. A Bohaterów z kolejnych oglądanych inscenizacji już nie.
„Białe małżeństwo” – jak zwykle w tym teatrze pokazane ze smakiem. Tyle zawsze mi się wydawało, że to dramat o dojrzewaniu. Dojrzewaniu dwóch dziewcząt „z dobrego domu”. W Teatrze Narodowym mamy dramat o seksualności człowieka. O wszechogarniającej nas wszystkich seksualności. Dlaczego ten problem utworu został tak wyeksponowany? Nie wiem. Ale jest oczywiste, że właśnie z tego powodu ogląda się „Białe małżeństwo” dobrze. Na dodatek pomysły scenograficzne zachwycają. Gdyby jeszcze reżyser Artur Tyszkiewicz nie wpadł na pomysł, by naturalistycznie pokazywać krew. Bo szokowanie w ten sposób widzów było zupełnie zbędne. No i warto zwrócić uwagę na grę aktorów. Ze Zbigniewem Zamachowskim na czele. Widać, że jest to rzeczywiście scena narodowa.
U Krystyny Jandy bryluje reżyser i czołowy aktor Jerzy Stuhr. Właściwie to o tym przedstawieniu miał być ten felieton. Stuhr jest nadal w znakomitej formie. Świetnie przedstawił dramat Różewicza. A „Na czworakach” nie jest prostym do pokazania na scenie tekstem. Stuhrowi opowiastka o wielkim i cenionym twórcy się udała. Opowiastka o wielkim pisarzu i jego służącej, znakomicie grającej Dorocie Stalińskiej. Tylko po co na aktorka na końcu robi gwiazdę? Aby pokazać, że jej postać nie jest autentyczna? Różewicz bawi się swymi bohaterami, bawi się słowem (Jak nazwać to naśladownictwo Wyspańskiego? Weselszczeną?). Bawi się w efekcie nami – widzami. Czy poznamy cytat? Czy skojarzymy z którymś z naszych wieszczów?
Cóż odbrązawianie naszych wielkich nie jest pomysłem nowatorskim. Każdy z nas zna dwa życiorysy wielkich Polaków – ten z podręczników i ten „prawdziwy”. Nie ważne, czy to wielki polityk, np. Piłsudski, czy wielki poeta, ot – Mickiewicz. Każdemu z nich należy się odpowiednie muzeum i ta druga opowieść – „prawdziwa”. Siedzimy na widowni i zastanawiamy się, kogo opisuje Różewicz, kogo przedstawia Stuhr,wielkiego bufona i cynika. Odbierać więc będzie medale bawiąc się w psa – na czworakach. A my będziemy się zastanawiać, jak często akceptujemy na co dzień takie postawy. Obawiam się, że często.