…jabłonie. Ile to już lat podśpiewuję sobie, że świat nie jest taki zły? Tak. Około pół wieku temu byłem w STSie na słynnym widowisku Agnieszki Osieckiej. Grano je 500 razy. Był to nieprawdopodobny sukces tego widowiska muzycznego. Właściwie Osiecka tej sztuki nie sztuki nie napisała. Zebrała piosenki, powiązała je słowem wiążącym. Ot, akademia szkolna. Grane na malutkiej scenie dzisiejszej Opery Kameralnej cały czas przy pełnej widowni. Dwie części. Najpierw nostalgiczne sceny z czasów przedwojennych, później, po przerwie, swoiste podsumowanie czasów powojennych z pokazanym ze zmrużeniem oka odbudową kraju i małą stabilizację piosenkami popaździernikową. Nie ma, tak jak w „Dwóch teatrach” nawiązania do wydarzeń wojennych. Nikt nie zginął, nikt nie zaginął. Ot, aktorzy zmienili kostiumy i grają inne postacie. To się podobało. Okazało się, w PRL-u pomimo wszystko świat nie był taki zły. I widzowie przed laty to akceptowali.
Czy dziś to widowisko przeniesione do Warszawy z krakowskiej PWST jest udaną inscenizacją? Bo wszak tekst jest ten sam. Ale nieco pomysłów interpretacyjnych może zdumiewać, ba, może nawet budzić protest. Bo przywykliśmy, że aktorzy (szczególnie w tym teatrze) mówią wyraźnie, mówią tak, że widzowie rozumieją każde słowo. Dlaczego tu jest inaczej? W dodatku we wcześniejszej o dwa lata wersji prezentowanej przez aktorską młodzież takiej usterki zauważyć się nie da. Ale to drobiazg. Gorzej jest z niektórymi powojennymi piosenkami, które mają nam pokazać, jak obrzydliwe były to czasy. A więc piosenka o Warszawie śpiewana z rosyjskim akcentem (bo przecież w Polsce rządzili Rosjanie) a „Na prawo most, na lewo most…” staje się prezentacją okrucieństwa tamtych lat. W tramwaju uchwyty to szubienice, z tegoż tramwaju wyprowadza się (aresztuje) ludzi a piosenka śpiewana jest przez przestraszonego aktora, który też może być wyprowadzony pewnie w celu powieszenia go. Tak, czasy te były dla społeczeństwa trudne, ale czy nie wystarczyło zabawne pokazanie zebrania zetempowców? Nie wystarczyło „budowanie” nowych domów z których (niech już tam będzie) kradziono materiały? Czy nie mogło być normalnie?
„Jabłonie” nie są „Dziadami” lub „Kordianem”. To nostalgiczna zabawna opowieść muzyczna o kilkudziesięciu latach dwudziestego wieku. Słusznie dwukrotnie, na początku obu części Osiecka zauważa, że Polskę trzeba budować i odbudowywać od początku. Dobrze więc by było, aby na tym skupił się pan Kościelniak. I odpuścił sobie zabawy polityczne. Niektórzy widzowie wiedzą, jak było w tamtych czasach. A niektórzy (i tych jest większość) nie powinni uczyć się na musicalu Osieckiej. Bo właściwie dlaczego?