To był przypadek. Kupiłem na Gruponie bilety do teatru. Był na bilecie adres. Ale to nic nie znaczy. Gdy trafiłem do sali teatralnej, okazało się, że przedstawienie, jakie mam obejrzeć, grane jest na innej scenie. Kilkaset metrów do przejścia. Nie miałem szans, aby na „moją” sztukę zdążyć. Zostałem i zamiast teatru ruchu obejrzałem teatr aktorsko-kabaretowy. Była to „Historia świata w skróconej wersji” albo coś takiemu tytułowi bliskiego. Trzech panów gra ową „Historię…” na zmianę z „Biblią” w skrócie. Od kiedy? Nie wiem, bo sam tytuł, sama koncepcja jest znana od lat. Kiedyś byłem na „Wszystkich dziełach Szekspira…”. I nawet mi się podobało.
Cóż, żałowałem, że na owej historii świata zostałem. A przecież to się publiczności podoba, salka pełna, ludzie się znakomicie bawią. A mnie jest smutno. Trzech aktorów strasznie się męczy. Muszą biedacy przebierać się w kolejne stroje, udawać radość z przeszłych wydarzeń bez ukazywania autentycznej radości. Odrabiają swą chałturę bez zapału. Lecz jak mieć zapał, jeżeli scenariusz jest kiepski, jeżeli autor czy autorzy nie mają żadnego pomysłu na przedstawienie owej historii świata? Powtarzanie, że przyszła kolejna epoka, kiedy bogaci się bogacili a biedni biednieli, nie było ani mądre, ani śmieszne. Różne były scenki, prezentujące różne epoki. Najbardziej mnie zdziwiło, że sporo czasu zajęła prezentacja trzech części „Trylogii”. Jakby zabrakło pomysłu i włączono do historii świata fragment innego przedstawienia zatytułowanego „Sienkiewicz w skróconej wersji”. Nie, takie przedstawienia nie powinny być grane. Bo to wstyd.
I dlatego z ogromną obawą poszedłem na kolejne przedstawienie o tytule, który od początku straszył. Było to „33 powieści, które każdy powinien znać”. Czyli jakiś kolejny skrót. jakieś żarty, tym razem na temat literatury. Ale Teatr Ochota jest blisko domu, odnowiony budynek obudowany kawiarnią w kratkę interesujący – zdecydowałem się. I od drugiej sceny oniemiałem. (Początek był słabiutki, ale opisywanie go zajęłoby za dużo miejsca). Sześcioro stosunkowo młodych aktorów bawi nas i każe myśleć. Nie prezentuje 33 powieści, lecz sześć (każdy z bohaterów prezentuje jeden tekst). Ale nie streszcza. To zabawne różnorodne refleksje, skróty, jakieś wyjęte wątki, sytuacje. Czasami z powieścią owe prezentacje niewiele miały wspólnego. A po ukazaniu treści utworu widzieliśmy ot, impresję (także w bardzo różnorodnej formie) ukazujące bohatera sztuki, jego marzenia, jego charakter, jego stosunek do ludzi. Wymaga to ciągłych przebieranek, ale akcja toczy się gładko. I pomimo, że było to sześć „rozdziałów” (przedzielonych nie tylko przerwą, lecz także alkoholową zabawą bohaterów) składa się to na dość logiczną i interesujący obraz współczesnej młodej inteligencji lub osób, które inteligencją stać by się chciały. Igor Gorzkowski wyreżyserował przedstawienie w wersji dla gimnazjalistów. Nawet prezentacja „Nagiego lunchu” była ukazana w formie ubranej. Może w Teatrze Ochoty tak trzeba. Ciekawe – w większości bohaterowie to istoty nieszczęśliwe. Ot, grupa nieudaczników? Nie, raczej zwykłych, przeciętnych młodych ludzi. I tylko ta pointa, to ostatnie spojrzenie. Nie, tego nic nie zapowiadało. Panie Igorze, po co to?
PS Do końca sezonu już „33 powieści…” nie obejrzymy. Szkoda.
PS2 Teraz należy obejrzeć skrót „Quo vadis?” w Teatrze Powszechnym (ale to gra Montownia). Czy panowie grać także będą Ligię?