Moi uczniowie, skądinąd sympatyczni i niegłupi młodzi ludzie, mający 18 a nawet 19 lat, czasem mnie ogromnie zadziwiali. Zadziwiali znajomością, a właściwie nieznajomością pewnych słów czy pojęć. Pal sześć, gdy to jest to takie słowo, jak pleonazm. Nie wybijałem im do głowy słów ważnych, ale takich, które nie będą im w życiu niezbędne. Ale są słowa w języku polskim, które po prostu znać należy. Nawet jeśli wyszły z użycia, nawet jeśli nie posługujemy się nimi na co dzień. Pisałem już o tym i temat ten jakoś mnie nie opuszcza.
Ku mojemu zdziwieniu nie mieli oni kłopotu ze zrozumieniem „Bogurodzicy”. Słowo po słowie tłumaczyliśmy i tekst stawał się czytelny. Nawet to „dziela” dawało się wytłumaczyć. Także owo giełzłeczko Kochanowskiego i inne słowa z czasów renesansu jakoś zrozumiane. Może dlatego, że w podręczniku były przypisy. Dlatego prawdziwy kłopot zaczynał się, gdy czytaliśmy znacznie później napisane lektury. Bo na przykład okazywało się, że uczniowie z Warszawy zupełnie nie znają wsi i prostego wydawałoby się słownictwa.
Zacznijmy od konia w kieracie. Mało udolnie każdej kolejnej klasie rysowałem ów kierat znajdujący się za stodołą. Wyjaśniałem, jak działa system przekładni. Tak wielkiego kłopotu nie miałem z żurawiem. Zawsze w klasie znalazł się jakiś uczeń, który objaśnił, jak czerpano wodę z wielu studni. Pług – znany, socha – większościn znana. Ale lemiesz i skiba ziemi już nie. No i brona. Co to znaczy bronować? Przebojem w każdej klasie jest miedza. Ta także z Mickiewiczowskiej inwokacji „Pana Tadeusza”. Co to może być miedza? Nie będę wymieniał większej liczby tych
trudnych słów. I tak w każdej klasie było inaczej. Czasem się znalazł ktoś, kto dobrze znał realia wsi lub realia miasta. (O co chodzi Tuwimowi z tymi nocnikami w „Mieszkańcach”? Co pod łóżkiem robi nocnik?). Czasem było gorzej.
Gorzej, całkiem niedobrze było ze zrozumieniem Sienkiewicza. Ale ja „Potop” traktowałem jako mało istotną lekturę, więc i język autora w tym utworze nie był tak bardzo istotny. Dobrze było, jeżeli uczniowie przeczytali cały utwór.
Lecz czytanie utworów (i nieczytanie) to już całkiem inna historia. Może na ten temat – już w ramach nauczycielskich wspomnień – coś napiszę.
PS To już rok, gdy nie uczę w szkole. Jakoś dało się przeżyć bez sprawdzania klasówek. Ale nie da się ukryć – trochę tej pracy mi brakuje.
Wiem, nie wiem
Bez kategorii