Wszyscy obejrzeli. A ja nie? Więc nie chciałem być gorszy. I nie byłem. Sala już nie wypełniona po brzegi. Ale nie ma się co dziwić. Pewnie jestem trzymilionowym widzem. Tak być musiało. To tyle, jeżeli chodzi o wprowadzenie.
Tragedia czterech księży (bo jest to trzech panów w średnim wieku plus biskup). Potwornie przerysowana. Ja rozumiem, że film oparty na faktach. Ale taka intensyfikacja owych faktów powoduje, że zaczynamy się zastanawiać, czy to film artystyczny, dzieło sztuki, jakim film być powinien, czy jakiś materiał publicystyczny rodem z TVN24. I ta myśl nie odstępuje mnie od chwili, gdy bohaterowie tak wiele piją i upijają się do nieprzytomności. Zapijanie własnych nieszczęść? Wykonywanie pracy (powołania przecież w filmie nie widać) po alkoholu, pokazywane na ekranie, jest niesmaczne, razi, niezależnie od tego, czy księża czasem w realu tak się zachowują, czy nie. Na ekranie bez przerwy pokazywane są pieniądze. Pojedyncze walory i całe pliki. Jedni z księży są bogaci, bardzo bogaci. Inni biedni. Ale wszyscy są pazerni. Alkohol, pieniądze i miłość. Zawsze grzeszna, zawsze niezgodna z zasadami obowiązujące z kościele, ale także niezgodna z kodeksem karnym. I z naszą, uniwersalną, bo wcale nie tylko katolicką moralnością.
Ten zbitek zła (a nie są to wszystkie obszary niemoralności, jakie są prezentowane są w filmie) powala, a mnie, jak napisałem – razi. To tyle, jeśli chodzi o rozwinięcie.
Czy dobrze, że taki film publicystyczny powstał? Tak, oczywiście tak. Czy dobrze, że został tak rozreklamowany? Także dobrze. Bo zwraca uwagę na nasze polskie problemy. Nie tylko polskich księży. Ale całego naszego społeczeństwa. Gdzie przemoc w stosunku do dzieci jest nadal powszechna, gdzie alkoholizm niszczy ludzi i całe rodziny, gdzie nie każdy pedofil ponosi za swe wyczyny surową karę. Dlatego dobrze, że „Kler” znalazł się na ekranach i jest tak powszechnie oglądany. To było zakończenie.