Pożegnaliśmy Czocza. Miał 40 lat. Przez ostatnie miesiące zbieraliśmy pieniądze na jego leczenie. Leży ich na koncie prawie 300 tysięcy złotych. Wpłaty od kilku złotych do 10 tysięcy. Na leczenie już ich Czoczo nie wykorzysta. Ogromny żal.
Siedzieliśmy i staliśmy w salce domu pogrzebowego koło Cmentarza Bródzieńskiego. Upał to mało powiedziane. Tropik w samo południe. Przed nami urna, zdjęcie, nieco kwiatów. Przed urną zmienia się asysta honorowa – nasi instruktorzy oddają cześć zmarłemu. Rodzina. W tłumie, który nie jest w stanie cały wejść do salki, wiele mundurów harcerskich. Ale „cywile”, a i ja do nich należę, to też harcerscy instruktorzy. Czoczo – członek Głównej Kwatery, Czoczo – człowiek „od wędrownictwa”, Czoczo lubiany, a także szanowany.
W trakcie pożegnań motyw nieczęsty na pogrzebach. Mówi się o zmarłym z uśmiechem i mówi o fakcie, że był uparty, że przekonywał do własnych racji, że potrafił dyskutować godzinami… I oczywiście, że był wspaniałym kolegą, przyjacielem. Ale także pracownikiem. Ale także synem , mężem i ojcem. Choć, i to też nietypowe – wśród zdań pożegnania pada uwaga, że Czoczo czuł, iż za mało kocha swe dzieci, że jakoś ich kochać jeszcze mocno nie potrafi. Te szczere wypowiedzi przy urnie są zupełnie nietypowe, ale jak dobrze, że właśnie w tym dniu padają.
Bo jawi się nam zmarły autentyczny. Radosny, zazwyczaj uśmiechnięty. Człowiek odnoszący sukces w życiu. Człowiek, przed którym, wydawało się rok temu, że ma przed sobą kilkadziesiąt lat szczęśliwego życia. Stąd pretensje do losu. Bo do kogoś trzeba mieć pretensje. Dlaczego właśnie on? Tyle przecież miał do zrobienia…
Czocza znałem słabo. Aktualne Wędrownicze Watry to już nie mój harcerski świat. Ruch wędrowniczy bardziej znam z lektur niż z czynnego w nim uczestniczenia. W Głównej Kwaterze przed laty mijaliśmy się na korytarzu. A i przed rokiem jako członek Głównej Kwatery jeszcze Czoczo nie rozwinął skrzydeł. Lecz gdy słuchałem o nim wspomnień, nic mnie nie dziwiło. Augustów, który ukochał, wędrownictwo, początkowa aktywność w GK. O wszystkim wiedziałem. Może był on tak aktywny, że się o nim jednak mówiło?
Żegnaj, Czoczo. Może jednak spotkamy się, jak w piosence, którą śpiewaliśmy, na niebieskich połoninach…