01/09/2019
Skrawki wspomnień
To bardzo sympatyczne. Ostatnio odzywają się do mnie instruktorzy, których nie widziałem kilkadziesiąt lat. Gdzieś mnie znaleźli w internecie, gdzieś otarliśmy się o siebie na którymś z pogrzebów. Siadamy przy kawie i snujemy opowieści o dawnych czasach. Ja cały czas w harcerstwie - oni przez lat kilka dawno temu też byli niezwykle aktywni. Odeszli, ale z radością wracają do wspomnień. A pamięć nasza jest zawodna. To zupełnie normalne. Trzy ostatnie kontakty - i kolejne trzy wspomnienia o sytuacjach krytycznych, trudnych.
J. - mój pierwszy drużynowy - ten z 1958 roku. Drużynowy sprzed 60 lat! Wśród skrawków wspomnień zachowało się to o kradzieży portfela. Ja tego wydarzenia zupełnie nie pamiętałem. A był to chyba rok 1960. Na obozie J. zarządził rewizję osobistą wszystkich harcerzy, gdyż jednemu z nich ukradziono portfel. I co? Portfel z pieniędzmi znalazł się w ręku młodocianego złodzieja. Został on wyrzucony z obozu. J. odwoził chłopaka do domu. Ja tego nie pamiętałem! Ale obaj pamiętaliśmy zimowisko w Szklarskiej Porębie chyba z przełomu roku 1959/1960. Tam o mało co zbiorowo się nie zatruliśmy. A właściwie zagazowaliśmy. J. świetnie pamiętał sytuację, gdy w sali, w której spaliśmy, przed laty było oświetlenie gazowe, i gaz ten nas o mało co nie zatruł. Po prostu się ulatniał.
M. - szczepowa niezłego szczepu starszoharcerskiego z lat siedemdziesiątych. To ona była przyczyną zdjęcia mnie z funkcji zastępcy komendanta hufca. M. zupełnie nie wiedziała, iż to ona sprawiła, że mój harcerski życiorys w pewnym momencie się zupełnie załamał. Sprawa była mało znacząca, po prostu byłem zbyt samodzielny i w efekcie nie spodobałem się jakiemuś ówczesnemu partyjnemu VIPowi. Pisałem o tym niegdyś. Ale z M. wspólnie wspominaliśmy harcerkę, która była w jej drużynie zimowiskowej, gdy ja byłem komendantem całego wielkiego 200-osobowego zimowiska. I owa harcerka urodziła dziecko dwa dni po powrocie z zimowiska! Podobno dziewczyny nic nie wiedziały o tej ciąży. Nie chciałem w to wierzyć, ale M. twierdziła, że rzeczywiście to owa druhna ukryła do ostatniego dnia swą ciążę przed wszystkimi, a przede wszystkim własną rodziną.
I jeszcze jeden kontakt. Z T. Opisał mi obóz - horror z nieco późniejszych czasów, bo była to połowa lat 80-tych. Tam nieprzygotowane kwatermistrzowsko zgrupowanie, komendantka, która rodzi na trzy dni przed rozpoczęciem obozu. T. zastępuje młodą matkę (a nie jest przygotowany do prowadzenia takiego obozu). I owa instruktorka przyjeżdża na obóz - dziecko zostawiła w szpitalu - i chce wraz z mężem zgrupowanie prowadzić. Jakiś koszmar, który miał miejsce w naszym hufcu. Z T. jestem umówiony na spotkanie za dwa tygodnie, ciekawe, czy mnie jeszcze czymś zaskoczy.
Trzy kontakty. Trzy wspomnienia. Oj, działo się u nas na obozach i nie tylko na obozach, oj, działo…