Nie, nie będzie o kolejnym spektaklu. Tym razem obrazek obyczajowy.
Jak wiemy, pandemia powoli odchodzi, ale jeszcze nie minęła. Niektórzy twierdzą, że może wrócić do nas jesienią. Bronimy się przed nią i zabezpieczamy się zgodnie z zasadami, które nasz rząd (jego przedstawiciele?) nam akurat wymyślą. Tym razem wymyślili, że w teatrach może być 50% widzów, że ci widzowie mają być w maseczkach i chyba jeszcze to i owo dyrekcjom teatrów przekazano, bo teraz jest w teatrach nieco teatralnie.
Teatr 1
Idziemy z biletami. A tam przed wejściem stos papierków do wypełnienia. Że nie jestem chory, że nie jestem na kwarantannie itd. Nie czytam, podpisuję w dwóch miejscach i daję pani bileterce. Nie nie bierze ona tego oświadczenia do ręki – każe wrzucić do pudełka przypominającego urnę. Mogłem wpisać, że nazywam się Andrzej Duda i jestem aktualnie chory – też bym na widownię wszedł. Wrzuciłem, wszedłem. Obejrzałem.
Teatr 2
Do tego teatru oświadczenia trzeba było wydrukować sobie w domu. Że nie jestem chory, że nie mam gorączki, że z pandemią nie mam nic wspólnego. Podpisany „dokument” oddaję pani bileterce, a ona do mnie: – I jeszcze papier, a wtedy zmierzymy Panu temperaturę. – No dobrze, niech będzie, temperatury nie mam, podpisuję, co trzeba, jakieś magiczne czynności obok mojego czoła i już mogę wędrować na widownię.
Teatr 3
Tu też srogie teksty w Internecie. Wydrukuj oświadczenie, podpisz. A w oświadczeniu konkretnie – które miejsce zajmujesz na widowni. I oczywiście wszystkie informacje o mnie i moich bliskich. Że nie miałem z wirusem kontaktu. Podchodzę do biletera (bo to był chłopak), a on ani urny nie ma, ani chęci zbierania oświadczeń. Wchodzę, jak za dawnych czasów. Bilet zeskanowany i marsz – na widownię. Co za ulga. Tylko po co ja w domu drukowałem, po co wypisywałem, że nie całowałem się z osobą chorą na koronawirusa?
To jak powinno być naprawdę? Powinny być oświadczenia? Powinna być mierzona temperatura? A może to wszystko jest zbędne i do obejrzenia spektaklu wystarczy mieć bilet? Kto to wie?