Żadne słowa nie są w stanie oddać bólu człowieka po stracie najbliższej mu osoby. A jednak musimy żyć ze świadomością, iż każdy z nas wcześniej lub później pożegnać się musi z tym, co go otacza – niebieskim niebem, słonecznym upałem lub zimową zawieruchą. Na ziemi pozostanie rodzina i przyjaciele, którzy wspominać będą dawniejsze i bliższe lata, sukcesy i klęski, wspólne radości i smutki.
Dziś pożegnaliśmy naszego Druha, przyjaciela, współpracownika harcmistrza Wojciecha Nowotnego – od lat związanego z Główną Kwaterą ZHP, choć jego harcerskie korzenie były na Opolszczyźnie. Tam kierował drużyną, tam działał w komendzie chorągwi. Zaczął Wojtek jak wielu z nas, instruktorów harcerskich, od turystyki, od sportu. Ta było jego pasją i tę pasję mógł w harcerstwie realizować. Ci, którzy znają go z tamtych lat, pamiętają prowadzone przez niego rajdy czy zawody. Gdy awansował do Głównej Kwatery, mógł wykazać swe nieprzeciętne zdolności organizacyjne. Wojtek był współorganizatorem Centralnego Rajdu Kopernikańskiego w 1975 r., był komendantem kieleckiego Harcerskiego Festiwalu Kultury Młodzieży Szkolnej w roku następnym. Został dziennikarzem w Rozgłośni Harcerskiej.
Przez lata pełnił służbę w Głównej Kwaterze, tak jak jego żona – instruktorka harcerska – Ela. Ciężki wypadek, groźny dla jego życia, wytrącił go z codziennej aktywności. Niegdyś radosny, zawsze młodzieńczy, po wypadku poruszał się z trudem. Jednak żył wśród nas i nieustannie cieszył się naszą ogromną przyjaźnią.
Gdy przyszły ciężkie dla ZHP czasy i były one także trudne dla Rozgłośni Harcerskiej, na początku lat dziewięćdziesiątych kierownictwo Związku poprosiło go, aby został dyrektorem tej placówki. Starał się zrobić wszystko, aby rozgłośnia, będąca dla poprzednich pokoleń młodzieży radiem kultowym, zachowała swój harcerski charakter. Jednak utrzymanie rozgłośni było dla harcerstwa zbyt trudne i Wojtek stał się, wbrew swej woli, archiwistą i tym, który mógł przekazać do Muzeum Harcerstwa ogromne zbiory niesłychanie cennych dokumentów i nagrań.
W ciągu ostatnich lat Wojtek powoli od nas odchodził. Tak mu było pisane. Poruszał się coraz słabiej, mówił z coraz większym trudem, aż kilka dni temu zasnął na zawsze.
Gdy myślę o Wojtku, a myśli tak samo cała znana mu wielka harcerska rodzina, nie jawi mi się on jako pan z laską, lecz młodzieńczy instruktor harcerski, z którym można było przenosić góry. Bo Wojtek taki był. Radosny, optymistyczny, nie poddający się trudom życia. Takiego będziemy go pamiętać, dobrego, uczciwego, mądrego człowieka.
Żegnaj, Wojtku!!!